menu

artykuł w MY COMPANY

Chcę tworzyć dobrą architekturę. Poszukuję stylu, który wypromowałby naszą architekturę na świecie. Dla mnie oznacza to włączanie do projektów pierwiastków zakorzenionych w polskiej tradycji, kulturze i specyfice narodowej. Nie lubię zapożyczeń ani importowanych wzorów. W mojej pracy staram się kreować i zawsze szukam wątków lokalnych.

– Bogusław Barnaś

Na brzydotę się nie zgadzam

Artykuł autorstwa Małgorzaty Mierżyńskiej na podstawie wywiadu dla MY COMPANY Polska, maj 2022 r.

 

W 2014 r., zaledwie pięć lat po założeniu własnej pracowni, Bogusław Barnaś, właściciel BXB Studio, został zaliczony do grona 20 najbardziej utalentowanych młodych architektów świata przez Wallpaper, najsławniejsze lifestylowe wydawnictwo świata poświęcone dizajnowi i architekturze. Przez kolejne lata półki BXB studio zapełniały się nowymi polskimi i zagranicznymi wyróżnieniami. Najnowsze tytuły,jakie Barnaś dodał do swojej kolekcji, to German Design Award 2022Special, The European Property Award oraz miano autora najlepszego domu świata, które w 2021 r. przypadło mu w konkursie Global DesignArchitecture Awards Rethinking the Future. Trzy ostanie nagrody zdobył za projekt Małopolskiej Chaty Podcieniowej. To dizajnerski dom wykończony starzejącym się drewnem na wzór historycznych domów podcieniowych. Tworząc go, Barnaś inspirował się historyczną zabudową podkrakowskiej Lanckorony.  

 

Zakorzeniony w polskości 

Gdy rozmawiamy, właściciel BxB Studio siedzi przed wielkim monitorem w swojej niewielkiej krakowskiej pracowni. Architektura to dla niego pasja i misja zarazem. – Chcę tworzyć dobrą architekturę. Poszukuję stylu, który wypromowałby naszą architekturę na świecie. Dla mnie oznacza to włączanie do projektów pierwiastków zakorzenionych w polskiej tradycji, kulturze i specyfice narodowej. Nie lubię zapożyczeń ani importowanych wzorów. W mojej pracy staram się kreować i zawsze szukam wątków lokalnych – opowiada. 

Ostatnio głowę i dużo czasu zajmuje mu projekt rezydencji na Woli Justowskiej w Krakowie. Inwestor jasno stwierdził, że ma już kilka domów autorstwa znanych polskich architektów, więc nie potrzebuje kolejnego. Chyba że Barnaś zaprojektuje taki, który przejdzie do annałów architektury. Takie wyzwania nie zdarzają się co dzień. Nic dziwnego, że właściciel BXB studio podjął rękawicę. Kto by nie chciał zapisać się w historii? 

Zebrali się w studiu i wymyślili: zróbmy taki dom, do którego chciałby się przeprowadzić smok wawelski. – To podziałało na wyobraźnię, więc zaraz pojawiły się wariacje wokół smoka, smoczej jamy, korony, Wawelu – ujawnia. Pojedyncze pomysły, myśli i odręczne szkice stopniowo przeradzały się w architektoniczne formy i detale. Zanim nabrały ostatecznego kształtu, ewoluowały i wzajemnie się modyfikowały. Po kilku miesiącach twórczych zmagań Barnaś wcisnął na klawiaturze ENTER. Koncepcja była gotowa. 

Na kolejnych zrzutach z ekranu pokazuje mi, jak powstawało wejście do domu inspirowane grotą, wjazd od dołu, niemal prosto z bramy, i prowadzący między paprociami i kosodrzewiną szlak z garażu do drzwi domu. – Dzięki takiemu rozwiązaniu nie musieliśmy prowadzić drogi przez działkę, a cały teren mogliśmy wysadzić zielenią. Z garażu schody prowadzą w górę, przez zadaszony leśny ogród, aż do portalu wejściowego. Zaprojektowaliśmy go na miarę XXI w., ale inspiracje czerpaliśmy z portalu prowadzącego na Wawel. Budowlę wieńczy – jak to w Krakowie – zielony dach, tyle że nie z patynowanej miedzi, ale z łąki. Na niej ulokowaliśmy basen, a nad nim „lewitujący” taras, z którego roztacza się widok na dachy, kopuły i wieże dawnej stolicy Polski – zdradza, pokazując mi na wielkim ekranie komputera kolejne fazy powstawania projektu. Teraz zaczynają projekt budowlany. 

Barnaś uważa, że architektura powinna być użyteczna, ale też piękna zarazem. To musi iść w parze. – Coraz częściej słyszę, nawet od tuzów polskiej architektury, że wystarczy, by była funkcjonalna. Głęboko się z tym nie zgadzam. Przecież nawet, żeby zbudować auto potrzebujemy inżyniera i dizajnera. To jakieś wielkie nieporozumienie, gdy ktoś mówi, że architektura nie musi być ładna. Architekt nadaje budowli znamiona piękna i tak rodzi się sztuka. Architekt to inżynier, projektant i wizjoner w jednym. Tyle że do zadań inżynierskich ma ludzi, a od piękna już nie. To on jest na samej górze. Mówienie, że architektura nie musi być piękna jest wykluczaniem architekta. To tak, jakby z filmu wykluczyć reżysera – irytuje się.

Sztuka versus biznes 

Właściciele dużych pracowni lubią mówić, że jeżeli gra toczy się o to, żeby utrzymać pracowników, czasami ideały trzeba schować do kieszeni. Barnaś się upiera, że architekt nie może skupić się tylko na czynnikach biznesowych. Musi dbać też o piękno, jakość i wartość społeczną. Twierdzi, że nie podejmuje się realizacji projektów, w których najważniejszy jest czynnik ekonomiczny. – Zdarzyło mi się rozmawiać na temat wielkich i bardzo dochodowych inwestycji, ale ich nie podjąłem, bo trzeba je realizować w pośpiechu, żonglować małym budżetem, przyjmować na siebie ogromne ryzyko, wysokie kary umowne i maksymalizować PUM, czyli powierzchnię użytkową i mieszkalną. Nie mamy takich klientów. Po pierwsze dlatego, że możemy sobie na to pozwolić, ale też dlatego, że jesteśmy niespełna 20-osobowym biurem i nie musimy się martwić, jak utrzymać duży zespół – wyjaśnia. 

Mówi, że otrzymuje po dwa, trzy zapytania o projekt dziennie, o wiele więcej, niż jest się w stanie podjąć. Może więc sobie pozwolić na dobór klientów i z tego przywileju korzysta. Jeśli decyduje się na podpisanie umowy, to wybiera klientów świadomych, osoby ceniące jakość i piękno.

Zlecenia, jakie wykonuje, zamykają się w 4–5 mln zł. To zwykle budynki o pow. 300–500 mkw. Największy, jaki dotychczas zrealizował, sięgał 3,5 tys. mkw. Najmniejszy, nad którym pracują obecnie, ma powierzchnię 60 mkw. 

 

Przeszklona stodoła 

Największe budżety dla indywidualnego klienta, na jakich pracowało studio, sięgały 20 mln zł. Teraz realizują największą w historii BXB indywidualną inwestycję. Zleceniodawca jest byłym szefem jednej z dużych brytyjskich stacji telewizyjnych. Wymarzył sobie rezydencję w stylu typowej polskiej zagrody. – To największa indywidualna działka, na jakiej do tej pory projektowałem – ma 400 ha. Pokazywałam Klientowi różne projekty. Kiwał głową z uznaniem, ale cały czas powtarzał uparcie, że chciałby nasz „Polish Farmhouse”. W końcu przypadła mu do gustu Zagroda Polska – nowoczesna rezydencja powstała z transformacji typowego wiejskiego gospodarstwa. Pięć Istniejących budynków gospodarczych przekształciliśmy w pięć połączonych ze sobą drewnianych i przeszklonych stodół. Na Fundamentach starego zniszczonego gospodarstwa urosła tradycyjna podkrakowska chata z gankiem i kameralnym dziedzińcem. Po Zewnętrznej stronie rezydencja otwiera się na staw i ciągnące się aż po horyzont łąki – opowiada Barnaś. Jak wszystkie typowe projekty BXB, ten także jest nowoczesny, ale nawiązujący do polskiej tradycji, kontekstu i historii. Dom będzie miał ponad 2 tys. mkw powierzchni powstanie na działce między Cambridge a Luton. Właśnie podpisują umowę i zaczynają realizację projektu. 

Było dobrze, będzie lepiej.

Właściciel BXB mówi, że do lata nie planuje przyjmować już żadnych zleceń. Może sobie na to pozwolić, bo uważa, że 2021 r. był dla niego bardzo dobry pod względem przychodów. Obecny zapowiada się jeszcze lepiej. Poziom ubiegłorocznych przychodów planuje osiągnąć już w maju.

Zadowolony jest także dlatego, że w końcu udało mu się stworzyć dobry zespół, dograć organizację i podział obowiązków. Przyznaje, że wcześniej to kulało. – Nie zawsze udawało mi się zachować balans między sztuką a biznesem. Co prawda nigdy nie zaliczyliśmy ujemnego roku, ale po kilku latach działalności studia, mimo deszczu nagród, który na nas spadł, stosunek kosztów do przychodów nie był dobry. Im Bardziej firma rosła, tym bardziej moje dochody malały, a ilość pracy do wykonania zaczynała mnie przerastać. Czasami nie wiedziałem już czy to środek tygodnia, czy weekend – przyznaje.

W studiu zatrudniał wtedy tylko architektów. Sam, oprócz projektowania, zajmował się wszystkim innym. – Miałem poczucie, że nikt tego lepiej ode mnie nie zrobi, a liczba spraw, które musiałem ogarnąć rosła. Brakło mi czasu na twórcze myślenie, więc praca kompletnie przestała mi sprawiać satysfakcję. Zdałem sobie sprawę, że doszedłem do ściany i że sytuacja wymaga radykalnej zmiany – opowiada. 

Wcisnął więc reset. Zredukował zatrudnienie, skończył zamówione projekty i wyjechał na pół roku. Najpierw do Stanów, a potem ruszył rowerem po Podlasiu. Dał sobie czas na podróżowanie i myślenie. W rezultacie odpoczął, przywiózł mnóstwo przemyśleń i inspiracji. Zaczął od tego, że gruntownie zreorganizował firmę. – Zdecydowałem, że oprócz 12 architektów zatrudnię czterech menedżerów: od architektury, wnętrz, administracji oraz mediów i PR. Jak na studio architektoniczne, cztery osoby nie zajmujące się projektami to dużo, ale uważam, że się opłaca. Gdy biuro składało się z samych architektów, zarządzanie i administracja należały do mnie. Umowy, spotkania z klientami, HR, płatności, organizacja pracy nie tylko strasznie mnie męczyły, ale zabierały czas, który mógłbym spożytkować na pracę twórczą. Wszystko czekało na moją decyzję. To był też hamulec, który nie pozwalał na szybki rozwój firmy. Teraz całą fazę wstępnych rozmów z klientami odbywają za mnie pracownicy. Ja włączam się w sprawę dopiero na etapie dokładnego omawiania projektu. Gdy szykujemy jakąś wystawę czy event to także nie muszę się już tym zajmować osobiście. Jestem odciążony i mogę zająć się pracą twórczą i strategicznym myśleniem – mówi. W 2018 r. nie tylko ustrukturyzował firmę, ale też zdecydował, że przechodzi na pracę zdalną. Rok przed pandemią ruszyli z nową energią. 

Zatrudnia tylko sprawdzonych

Covid-19 pod względem organizacji pracy nic więc u nich nie zmienił. Od dawna w krakowskim studiu spotykają się tylko czasami. Na co dzień pracują z Krakowa, Wrocławia, Wiednia, Warszawy, Mediolanu. Nie mają też sztywnych godzin pracy. – To daje ludziom niesamowitą wolność i nikt nie chce wracać do starego systemu. Większość skłania się, żeby do biura wpaść co najwyżej ze dwa razy w tygodniu –zaznacza Barnaś.

Z taką myślą będą też aranżować warszawską pracownię, do której właśnie odbiera klucze. Ma być miejscem, gdzie zawsze można przyjść, spotkać się z kolegami i popracować. Ale nie zamierzają tam ustawiać miejsc pracy przypisanych konkretnym pracownikom.

Pracownicy BXB nie tylko mieszkają w różnych miastach, ale są też różnych narodowości. Barnaś często rekrutuje spośród osób, które odbywały w jego studiu półroczne praktyki jako studenci Erasmusa. Jeśli trafia na zdolne osoby, które na dodatek spodobają mu się charakterologicznie, to zaprasza je do stałej współpracy. Nie ukrywa, że budując zespół, stara się zatrudniać tylko ludzi sprawdzonych, z którymi zetknął się na jakichś etapach swojego życia. – Muszę być przekonany, że znam je pod każdym względem zarówno twórczym, jaki charakterologicznym. To, moim zdaniem, klucz do budowania zgranego zespołu – wyznaje.

 

Tworzyć, nie odtwarzać

Gdy studiowałem w Krakowie, uczono nas projektowania od tyłu. Zaczynaliśmy od opowiadania, co chcemy osiągnąć. Często nawet pokazywaliśmy wykładowcom, jaki dom chcemy zaprojektować, opisując go lub pokazując na zdjęciach – wspomina.

Uważa, że działało to destruktywnie, bo uczyło odtwarzania, a nie kreacji. Tymczasem jego zdaniem architektura to proces twórczy. Na Początku nie wiadomo, jaki ostateczny kształt przyjmie dzieło. Chodzi o podążanie drogą, którą jeszcze nikt nie szedł. Nauczył się tego na studiach w Niemczech i w londyńskiej pracowni Normana Fostera.

Gdy jednak postanowił pójść na swoje i założyć własne studio, nie wszystko od razu szło łatwo. – W pierwszych latach wiele z moich projektów trafiało do szuflady. Zdarzało się wiele niekorzystnych zbiegów okoliczności. Jedni klienci się rozwiedli, inny zachorował, jeszcze innemu nie udało się sprzedać nieruchomości i nie mógł rozpocząć planowanej budowy. Pewien Norweg zlecił mi cztery projekty, ale żaden nie doczekał się realizacji, bo biznes zaczął mu się gwałtownie rozwijać w USA i o Europie zapomniał – relacjonuje.

Przypuszcza, że mogła to być wina jego ówczesnych niewygórowanych stawek. Przystępne ceny sprawiły, że inwestorzy stosunkowo łatwo odpuszczali, albo zamawiali projekty, nie mając jeszcze stuprocentowej pewności, że je zrealizują. Lekcję odrobił. Teraz dyktuje stawki na tyle wysokie, że zanim ktoś podejmie decyzję, dobrze ją rozważy. Ostatnio więc prawie nic nie idzie do kosza.

Jednak nawet tak zdarzy – a bywa że realizacji nie doczekują się nawet nagradzane projekty, jak np. Warsaw Eco Tower, która miała powstać na warszawskim Powiślu czy Dom Symbiotyczny – nie odbiera tego jednak jako porażki. – Nie mam takiego myślenia, że projekt dopiero jest skończony, gdy się wybuduje. Dla mnie clue pracy architekta to jest projekt, proces twórczy. Z chwilą oddania koncepcji on się kończy i zaczyna się etap projektu technicznego. Realizacja to jest tylko rzemiosło, które można zlecić firmom budowlanym i jedynie nadzorować ich pracę – kończy.

zobacz również: